Spytaj o najlepszą dla Ciebie ścieżkę rozwoju kariery: 22 250 11 44 | infolinia@ican.pl

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>

Po co komu lider, czyli rzeźbienie w przyszłości

· · 7 min
Po co komu lider, czyli rzeźbienie w przyszłości

Czy spotkałeś na swojej drodze prawdziwego lidera? Co go odróżnia od innych? Czy czułeś się kiedyś liderem? Co było lub jest takiego w Tobie, że nim się stałeś? Czy lidera można mianować, czy musi się on wyłonić? Mam wrażenie, że w praktyce biznesowej zbyt często myli się liderowanie ze zwierzchnością i formalną zależnością, a nie jest to bez znaczenia dla przyszłości firmy. Każda firma ma zwierzchnika, ale czy ma lidera?

„Zarządzanie to robienie rzeczy w odpowiedni sposób; przywództwo to robienie odpowiednich rzeczy” ― Peter F. Drucker. W identyczny sposób jak Drucker wypowiada się na ten temat prof. Warren Bennis – psycholog i pionier w zakresie badań nad istotą przywództwa i niekwestionowany guru w tej dziedzinie – upatrując w menedżerach osoby sprawujące funkcje organizacyjne, planujące strategię i czuwające nad jej realizacją przez wdrażanie polityk, procedur i praktyk oraz administrujące w tym zakresie podległymi zespołami. Z drugiej strony liderom przypisuje zdolność wyznaczania celów i ukierunkowania na nie zespołów, inspirując, motywując i wyzwalając w nich entuzjazm i energię.

Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby obie te role pełniła jedna i ta sama osoba. Wówczas pozostaje tylko pozazdrościć takiej firmie. Jednak w praktyce dość często traktuje się je wymiennie lub, co gorsza, uważa się, że samo mianowanie zwierzchnika zrobi z niego lidera. Niestety, tak to nie działa. Według kolejnego autorytetu w tej dziedzinie – Johna Maxwella: „wielka odwaga lidera do realizowania swojej wizji pochodzi z pasji, nie ze stanowiska”.

Warto się zatem zastanowić nad kwestią rzeczywistego przywództwa w firmie, bo konkludując przytoczone słowa Druckera, wcale nie jest tak trudno wpaść w pułapkę rzetelnego wypełniania sprawdzonych procedur, realizowania przemyślanych planów i strategii, by ocknąć się... z niczym. Mówiąc inaczej: możemy bardzo profesjonalnie zmierzać donikąd.

Za kim zawsze podążałeś?

Przypomnij sobie dziecięce lata i zabawy w grupie rówieśników. Zawsze porywał grupę ten, kto potrafił zarazić resztę perspektywą ciekawej zabawy lub wręcz fantastycznej przygody. Choć wszystko rozgrywało się głównie w wyobraźni zmieniającej zwalony konar w czołg, trawnik za trzepakiem w rozległą prerię, a pobliski nasyp w prawdziwe Himalaje, jednocześnie było na tyle konkretne, że potrafiło nas uwieść i dawaliśmy się poprowadzić lub pociągaliśmy za sobą innych.

Albo okres szkolny – autorytetami i naszymi liderami stawali się nauczyciele (tacy z pasją i powołaniem), trenerzy czy instruktorzy. Potrafili wyzwolić w nas entuzjazm i energię wizją porywającego celu, bo na pewno nie zapowiedzią potu i łez. Mimo że później trud i zwątpienie przychodziły, to łatwo je było znieść w imię celu, który zaszczepili w naszej wyobraźni.

No dobrze, biznes to poważna sprawa, więc weźmy coś poważniejszego. Walkę na śmierć i życie. Przypomnij sobie sceny przed bitwami z „Gladiatora”, „Aleksandra Wielkiego” czy „Brave Heart” – wyzwalanie woli zwycięstwa przez odwołanie się do czegoś wielkiego, o czym nie mamy pojęcia, ale jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.

Przełóżmy to na codzienną i pragmatyczną, a nawet przyziemną praktykę biznesową. Czy wiesz, za kim podążasz i dokąd? Czy jest w Tobie wola zwycięstwa, czy to tylko poczucie obowiązku?

Jak daleko patrzysz?

Zejdźmy z wielkiego ekranu i przejdźmy do biurka. Ludowa (a raczej biurowa) mądrość mówi, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Wiele lat spędzonych w korporacjach pozwoliło mi na pewną modyfikację tej zasady, mianowicie: „to, gdzie siedzisz, zależy od tego, jak daleko patrzysz”. Każdy z nas, niezależnie od fachowości i rzetelności, ma swoje specyficzne spojrzenie na zakres swojej pracy. Nie mam tu na myśli zakresu obowiązków, kompetencji i odpowiedzialności, a raczej, jakbym to określił, zasięg wzroku przy patrzeniu w przyszłość. W skrócie ujmując, zakres ten jest wyznaczany przez kilka granic.

Kraniec własnego biurka

Wiadomo, wszyscy mamy wyznaczone (bądź wypracowane) procedury, przepisy, terminy, formaty etc. Ale dla niektórych na tym kończy się ich horyzont. Jeszcze tylko ten raport, formularz, spotkanie, sprawozdanie, rozliczenie. Przyjąć , załatwić, przekazać. Niezależnie, czy są to dokumenty księgowe, czy roczny budżet, za który odpowiadamy. Łatwo tu ulec złudzeniu, że myśląc z wyprzedzeniem o terminach, patrzymy w przyszłość. Niestety, patrzenie w kalendarz na biurku, choćby na lata w przód, jest dalej tylko patrzeniem na biurko.

Ściany naszego biura

Znamy tajniki naszej działalności na wylot. Wiemy, co do kogo należy i jak wszystko jest ze sobą powiązane. Potrafimy modyfikować i wdrażać procesy i procedury. Potrafimy oceniać i motywować zespoły. Jesteśmy w stanie zapewnić sprawne funkcjonowanie naszego biznesu... pod jednym warunkiem – nic w otoczeniu nie ulegnie zmianie. Ale ulega, więc bez szerszego spojrzenia nie będziemy w stanie odpowiednio zareagować.

Horyzont

Widzimy, co dzieje się w naszym otoczeniu. Świetnie się orientujemy w bieżących realiach i trendach. Wychwytujemy sygnały zachodzących zmian i potrafimy w porę reagować. Dzięki temu udaje się nam... ruszyć w ślad za liderem rynku (i to w najlepszym przypadku). Dlaczego? Bo on zareagował już wcześniej. On miał inny sposób patrzenia.

Widzenie poza horyzont

Czasami bardzo daleko. Jak to możliwe? Jasnowidzenie? Nie. Po prostu umiejętność tworzenia wizji. Umiejętność wyobrażenia sobie czegoś i konsekwentnego dążenia ku temu.

Co potrafisz dostrzec?

Oczywiście można powyższe traktować dosłownie i wyruszyć, jak Kolumb, za własną wizją tego, co za horyzontem. Na ogół przynosi to sukces, nawet gdy znajdziemy tam tylko złoto zamiast wymarzonych korzeni. Jednak rzecz bardziej w tym, w jaki sposób patrzymy, a nie jak daleko. Przekraczanie horyzontów może odbywać się tuż przed naszym nosem.

Znakomicie ilustruje to historia powstania rzeźby Dawida. Michał Anioł podjął się wykonania posągu po tym, jak kilku innych twórców zrezygnowało ze zlecenia otrzymanego od władz katedry florenckiej. Zgodnie z przyjętymi wówczas zasadami sztuki przygotowali projekt figury Dawida – oczywiście według obowiązujących wówczas wyobrażeń herosa i wodza, triumfującego nad pokonanym i leżącym u jego stóp gigantem – który następnie trzeba było odwzorować w marmurowej bryle. Zobaczywszy powierzony im blok marmuru, stwierdzili, że jest on po prostu nieodpowiedni, by rzetelnie wykonać tak poważne i wymagające dzieło. A zdaniem jednego z nich blok był po prostu krzywy i nic nie dało się z nim zrobić. Michał Anioł patrząc na ten sam kawał marmuru, widział jednak coś całkiem innego. Zobaczył w nim rzeźbę. Ale całkowicie odmienną od dotychczasowych wyobrażeń. Artysta widział gotowy posąg zawarty w bryle skały i – jak to sam określił – jego zadaniem było już tylko odrzucenie tego, co niepotrzebne.

Patrzenie to za mało. Wszyscy zaproszeni artyści, których fachowość i umiejętności były podobne, patrzyli na to samo, z tym samym postanowieniem i w tym samym celu. Ale zobaczył tylko Michał Anioł. Stworzył przełomowe i ponadczasowe dzieło dzięki temu, że dał się zainspirować przez sam materiał. Zmienił sposób patrzenia, bo miał inny sposób myślenia. Podczas gdy inni widzieli ograniczenia i byli skupieni na przeszkodach, on był otwarty na możliwości. Był jednocześnie otwarty na zmiany. Zmienił nie tylko obowiązujący i skrzętnie wówczas przestrzegany sposób przedstawienia mitycznego bohatera oraz wartości, jakie miał ucieleśniać, ale nowatorsko podszedł do samej realizacji dzieła. Zamiast tworzenia koncepcji rzeźby i przetwarzania na jej kształt materiału, szukał koncepcji dzieła w samym materiale i odrzucaniu tego, co je skrywa. Stała za tym niezaprzeczalnie również ogromna odwaga.

Nie wystarczy patrzeć, trzeba umieć widzieć. Być otwartym na nowe możliwości i zmiany. Nie bać się ich, a wręcz szukać ich i je prowokować. Patrząc w przyszłość i stosując wyobraźnię, można przeczuwać nieznane, dostrzegać sposobności i wiedzieć, co zmieniać. Oczywiście trzeba jeszcze umieć to przekazać, by zainspirować i poprowadzić innych.

Jakie pytania zadajesz?

Nie od dziś wiadomo, że wyobraźnię najlepiej stymulują pytania. Stając przed dylematem, obojętne czy dotyczącym bieżącej pracy, czy wykonania wielkiego dzieła, automatycznie szukamy odpowiedzi na pytania, które w naturalny sposób się w nas rodzą. Jednak pytanie pytaniu nierówne i nie każde w jednakowy sposób angażuje wyobraźnię. Albo raczej: nie każdy i nie w ten sam sposób angażuje swoją wyobraźnię. Koledzy po fachu Michała Anioła wyobrażali sobie, jak będą wykonywać swoje dzieła. Maestro natomiast szukał odpowiedzi na pytanie „co?”, wiedząc już „dlaczego?” Zapewne inni artyści stworzyli w tamtym czasie mnóstwo rzeźb realizowanych według obowiązujących ówcześnie reguł i kanonów, ale tylko Dawid Michała Anioła stał się ponadczasowym dziełem, zachwycającym kolejne pokolenia. To właśnie wyróżnia liderów. Szybko wiedzą, „co” trzeba robić, bo nieustannie szukają odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” Resztę zostawiają wykonawcom, którzy świetnie sobie radzą z kwestią „jak?” Oczywiście, jak już wspominałem, nie jest wykluczone, by była to ta sama osoba –  wówczas możemy śmiało do niej mówić maestro.

Liderzy w naturalny sposób przechodzą przez sekwencję permanentnego uczenia się, kończąc cykl klasycznego wnioskowania (co – co z tego − co dalej) konkretną wizją i wytyczeniem nowego kierunku. Skupiając się na pytaniu „jak?”, łatwo można zamknąć się w pętli reaktywnego działania, które w najlepszym przypadku daje modyfikacje tego, co już mamy. Nie poprowadzi nas to niestety ku nowemu. Spojrzenie na przyszłość zamyka się wówczas w Mrożkowskiej sentencji: „przyszłość to dziś, tyle że jutro”. Prawdziwą zmianę osiągamy, kwestionując zastany stan rzeczy i sprawdzone recepty, nieustannie pytając „dlaczego?” Albo dając szansę niewykonalnym pomysłom, pytając „dlaczego nie?” Rzeczywisty rozwój daje podejście do przyszłości zgodnie z zasadą Abrahama Lincolna: „najlepszym sposobem na poznanie przyszłości jest jej tworzenie”.

Co będzie w przyszłości?

Prowadząc biznes, zawsze zadajemy sobie to pytanie. Nie jest to tylko kwestia zmartwienia i przezorności. Kryje się za tym też czysta ciekawość i chęć uczestniczenia w czymś nowym – uczestniczenia w zmianach. A obecna era informacji, innowacji, globalizacji i digitalizacji zmiany te nam gwarantuje w tempie wręcz zawrotnym. Zgodnie z prawem rozwoju technologicznego wszystkie systemy ewoluują w kierunku coraz większej doskonałości, przy wykorzystaniu dostępnych zasobów, eliminując napotykane ograniczenia (w uproszczeniu mówiąc).

Doba cyfryzacji wpłynęła niemalże na każdą branżę. Dla jednych stała się okazją do przeskoku ku doskonalszej formie, tworząc wręcz nowe branże, wraz z nowymi liderami (Amazon, Apple, Google, Facebook). Dla innych zaś wykreowała ograniczenia, stawiając ich przyszłość pod znakiem zapytania, ogromnym znakiem zapytania – np. wydawnictwa, poczynając od muzycznych, a na papierowych kończąc. A jak jest z Twoją branżą? Wiesz jak było przed cyfryzacją, wiesz jak jest w dobie digitalizacji – a co będzie potem? Kogo o to zapytać? Chcesz się dowiedzieć o perspektywy sprzedaży, trendy cenowe, możliwości wyboru dostawców, kanałów dystrybucji, obniżania kosztów – pytasz wówczas odpowiednie osoby odpowiedzialne za operacje.

A kto Ci odpowie na ten ogromny znak zapytania? Już wiesz, że nie jasnowidz i wiesz już, że lider. Oczywiście nie jest on wróżką i nie powie Ci, co będzie w przyszłości. Ale dzięki niemu nabierzesz pewności, że cokolwiek to będzie, na pewno będziecie tam Wy. Dzięki jego wizji. Bo wizja to nie przekonanie o tym, co będzie w przyszłości, ale umiejętność zobaczenia tam siebie. Co by to nie było.

Lider nie wie, jaki będzie rynek, co będzie się sprzedawało, jak będą reagować konsumenci, ale wie, jakim być, by w odpowiednim momencie wszystko to przewidzieć. Dzięki niemu zmiany będą odbywały się w sposób naturalny – z potrzeby – a nie z wymuszonej konieczności. Tak poprowadzi ludzi, że nie trzeba będzie im mówić: „teraz musicie się zmienić”. Wystarczy dać sygnał: „nadszedł wasz czas”, a sami będą wiedzieli, co robić i jak to zrobić. Lider nie stara się zaskoczyć swoich szefów (zarządu, udziałowców, zleceniodawców), ani swojego zespołu. On zaskakuje samego siebie.

Być jak Steve Jobs

Jednym z najlepszych i najbardziej znanych przykładów zmian, ku jakim może poprowadzić prawdziwy lider, jest historia Steve’a Jobsa i jego powrotu do Apple’a pod koniec lat 90. Napisano na ten temat mnóstwo opracowań i wspomnień biograficznych, więc nie będę ich tu przytaczał. Dla mnie najważniejsze jest jedno – dzięki Jobsowi przeciętna firma (biznesowo niestety tak stała), borykająca się z ogromnymi kłopotami, przeistoczyła się w lidera wkraczającego na nowe obszary wykorzystania komputerów, internetu i cyfrowego zapisu muzyki.

Czy możesz być Steve’em Jobsem? Nie. Był nim tylko Steve Jobs. Tak samo jak nikt inny nie będzie Tobą – tylko Ty. A czy możesz być jak Steve Jobs? Zależy, co masz na myśli? Możesz kopiować jego styl, sposób zarządzania czy słynne prezentacje (jest wiele przepisów na to w książkach i internecie), tylko po co? Co prawda nigdy nie będziesz Jobsem, ale zawsze możesz być lepszą wersją samego siebie. Skorzystaj tylko z jego rady.

Innowacyjność odróżnia lidera od naśladowcy – Steve Jobs. Naucz się wykorzystywać swoją wyobraźnię i rozwijaj swoją kreatywność. Profesor Bennis wykazuje, że przywództwa można się nauczyć. Nic więc nie stoi na przeszkodzie. Możesz zacząć już teraz. Wszystko zależy od tego, jakie pytanie zadasz dziś sobie i innym.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak pozostać efektywnym przywódcą »

Pożądane nawyki skutecznego lidera 

Anna Sieńko PL

Wraz z zachodzącymi przemianami społecznymi zmienia się również portret skutecznego lidera. 

Dariusz Olak

Doświadczony dyrektor finansowy, lider procesu Creative Problem Solving autor bloga Wyobraźnia stosowana.

Polecane artykuły