Spytaj o najlepszą dla Ciebie ścieżkę rozwoju kariery: 22 250 11 44 | infolinia@ican.pl

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>

Jak kruche są globalne łańcuchy dostaw? Kolejny przykład mieliśmy kilka dni temu

· · 3 min
Jak kruche są globalne łańcuchy dostaw? Kolejny przykład mieliśmy kilka dni temu

Kontenerowiec Ever Given zablokował Kanał Sueski – jedną z kluczowych tras transportu morskiego na świecie. Od 23 marca setki statków tkwiły więc „w korku”. W efekcie kolejny raz w ostatnich miesiącach doszło do przerwania globalnych łańcuchów dostaw i związanych z tym strat światowej gospodarki.

Takie sytuacje, które mają globalny wpływ na rzeczywistość biznesową, a co za tym idzie – życie milionów ludzi, określa się mianem czarnych łabędzi. Trudno je przewidzieć, ale kiedy już się zdarzą, przez wiele tygodni, a nawet miesięcy nie schodzą z czołówek programów informacyjnych i pierwszych stron gazet. Uniezależnienie poszczególnych gospodarek od globalnych łańcuchów dostaw jest ważnym wyzwaniem, przed którym stoimy w dobie globalizacji i narastającego tempa zmian gospodarczych.

Wuhan wstrzymuje produkcję części – cały świat wstrzymuje produkcję samochodów

Najbardziej dobitny przykład tego, jak mocno powiązane są ze sobą poszczególne rynki, mieliśmy w marcu ubiegłego roku, kiedy na skutek pandemii chińskie fabryki musiały wstrzymać produkcję części do samochodów. W efekcie wiosną 2020 roku cały światowy przemysł motoryzacyjny dosłownie... zatrzymał się w oczekiwaniu na rozwój wypadków. I choć w końcu fabryki podjęły produkcję aut, to rozwój pandemii spowodował, że wiele osób wstrzymało się z decyzją o inwestycji w nowy samochód do czasu ustabilizowania się sytuacji w gospodarce.

Podobne problemy dotykają zresztą producentów aut również obecnie, za sprawą mocno ograniczonej podaży chipów niezbędnych do ich produkcji.

A gdyby dziś przestał działać internet?

Trudno sobie wyobrazić, jak dziś, po roku pandemii, wyglądałaby światowa gospodarka bez powszechnego dostępu do internetu, płatności elektronicznych, e‑maili i komunikatorów. Nowe technologie powodują, że ekonomiczne skutki globalnej zarazy nie są aż tak dramatyczne i pozwalają nam funkcjonować w „nowej normalności”, nawet jeśli nie wszyscy za nią przepadamy.

Internet stał się absolutnie niezbędną częścią naszego świata. Obecnie bez szybkiego przesyłania informacji na duże odległości trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie jakichkolwiek organizacji. Warto jednak pamiętać, że – podobnie jak sieć energetyczna – również i internet może cierpieć na blackout. Łatwo o tym zapominamy, a jednak takie przypadki już się zdarzały. Pierwszym z nich była awaria sieci w 1988 roku, spowodowana przez wirus komputerowy stworzony przez amerykańskiego programistę Roberta Morrisa. Ten, jeden z pierwszych, cyberatak był na tyle udany, że na tydzień zablokował działanie 6 tysięcy komputerów, co wówczas stanowiło około 10% wszystkich maszyn działających online.

Robak Morrisa był skuteczny głównie z tego względu, że systemy komputerowe połączone za pomocą sieci były dość młodą, zyskującą na popularności technologią. Należałoby przypuszczać, że od tamtego czasu twórcy oprogramowania wyciągnęli wnioski i znaleźli skuteczne sposoby na radzenie sobie z cyberzagrożeniami. Tymczasem blisko 30 lat po pierwszym cyberataku wymierzonym w globalną sieć, w maju 2017 roku miał miejsce bezprecedensowy, zmasowany atak na komputery z systemem Windows. Cyberprzestępcy zaszyfrowali dane w ponad 300 tysiącach komputerów w prawie 100 krajach. W efekcie zablokowane zostały lotniska, linie kolejowe, a także wiele firm i instytucji publicznych.

Katastrofa naturalna

W filmach katastroficznych człowiek zmaga się z naturą. W rzeczywistości też tak bywa – mimo ogromnej wiedzy i osiągnięć naszej cywilizacji, ciągle nie potrafimy okiełznać żywiołów. Warto tu przywołać chociażby wybuch islandzkiego wulkanu o dźwięcznej nazwie Eyjafjallajökull, który w kwietniu 2010 roku na tydzień sparaliżował ruch lotniczy w całej Europie oraz Kanadzie. Według szacunków Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) podczas każdego dnia przestoju przemysł lotniczy tracił około 148 milionów euro. W tym czasie anulowano 107 tysięcy lotów, a 10 milionów pasażerów zostało uziemionych. Wśród nich był również ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych, Barrack Obama, który przez wybuch nie przyleciał na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego.

Skoro nawet najpotężniejszy człowiek na świecie, za jakiego tradycyjnie uznaje się jeszcze przywódcę USA, musiał ustąpić siłom natury, to jak mają sobie z nimi poradzić inni przywódcy? Ten konkretny przykład dowodzi, że światowa gospodarka jest wbrew pozorom niezwykle wrażliwa na wszelkie drgnięcie skrzydeł motyla albo – co gorsze – czarnego łabędzia.

Niewiele trzeba, by wywołać „burzę”, która będzie miała wpływ na życie ludzi na drugiej półkuli. Jedyne, co nam pozostaje, to brać tego typu ryzyko pod uwagę, konstruując łańcuchy dostaw możliwie odporne na różnego rodzaju przewidywalne i nieprzewidywalne zagrożenia. Jednym ze sposobów, który w ostatnich miesiącach polecają eksperci, jest dywersyfikacja dostaw, zwłaszcza poprzez wykorzystanie lokalnych dostawców, aby w razie zerwania łańcucha dostaw mieć alternatywę i uniknąć kosztownych przestojów.