Spytaj o najlepszą dla Ciebie ścieżkę rozwoju kariery: 22 250 11 44 | infolinia@ican.pl

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>

Michał Urbaniak: sztuka dobrych wibracji

·
Michał Urbaniak: sztuka dobrych wibracji

Jak zbudować zespół jazzowy, który osiąga sukcesy? Na czym polega rola lidera i jak ważny dla muzyka jest mądry mentor? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedzi w wywiadzie, którego udzielił nam światowej sławy saksofonista i skrzypek jazzowy Michał Urbaniak.

Dzięki umiejętności łączenia wielu gatunków muzycznych Michał Urbaniak zyskał uznanie czołowych amerykańskich jazzmanów oraz otworzył nowe możliwości wielu młodym muzykom. Zobaczcie, jaka jest jego recepta na sukces.

Przychodzi do pana młody, nieokrzesany muzyk. Bardzo ambitny, ale nieukierunkowany. I w dodatku wygląda nieciekawie. Prosi o radę, jak odnieść sukces w jazzie. Co pan odpowiada?

W jazzie sukces to jest bardzo personalna sprawa. Przede wszystkim gdy chce się grać, trzeba mieć pasję – bez niej nie ma mowy o szczerości, a kiedy nie robi się tego, co jest dla nas prawdziwe, nie może być mowy o żadnym sukcesie. Jeżeli sami w coś nie wierzymy, nigdy nie przekonamy do tego innych. Podobnie sprawa się ma w każdej dziedzinie aktywności, ale w jazzie jest to szczególnie ważne. Gdy zostaną spełnione te warunki, już jesteśmy na drodze do sukcesu.

Załóżmy więc, że młody jazzman ma ten etap za sobą – wie, że muzyka to jest to, w czym chce się spełniać. Co dalej? Jak pokierować swoją karierą? Do jakiego stopnia w ogóle można ją zaplanować?

Plan jest ważny, ale czy trzeba się go kurczowo trzymać? Prawie na pewno nie i z tym trzeba się pogodzić. Dlatego lepiej jest przyjąć ogólny kierunek rozwoju i konsekwentnie robić to, na co mamy wpływ. Powinniśmy więc grać z różnymi ludźmi, rozwijać swój warsztat i słuchać dużo różnorodnej muzyki. Musimy też być otwarci na wszystko, co się dzieje na około – na nowe szanse i możliwości. Przede wszystkim jednak musimy sprawiać sobie radość tym, co robimy – to jest nasz kompas. Możemy się wtedy znaleźć w bardzo szczęśliwej sytuacji, kiedy sprawiając radość sobie swoją muzyką, sprawiamy ją też słuchaczom.

Najlepsze zespoły muzyczne tworzą świetni artyści, którzy poza talentem i pracowitością mają często silne, niełatwe osobowości. Jak z takich gwiazd stworzyć zespół, który będzie na tyle dobrze współpracował, by odnieść sukces?

Przy budowie zespołu staram się przede wszystkim znaleźć takich ludzi, którzy przejawiają talent, ale też nadają i odbierają na podobnych falach, czyli mają wspólne wartości. Moim zadaniem jako lidera jest rozpoznać indywidualne zdolności w młodym muzyku, umożliwić mu rozwój oraz pozwolić mu się spełniać. Oczywiście, lider zespołu nadaje główny kierunek, zwłaszcza gdy najczęściej pełni rolę kompozytora – tak jak to jest w moim przypadku. Ważne jest jednak, by każdy mógł się odnaleźć jako on sam i żeby czuł się częścią drużyny. W moim zespole funkcjonuje takie powiedzenie: „Nie wiesz, co grać? Nie graj, nie musisz – poradzimy sobie bez ciebie, ale kiedy grasz – graj to, co czujesz”. Chodzi nie tylko o sprawne odgrywanie własnej partii, ale przede wszystkim o wspólne przeżywanie pasji i dążenie do wspólnego celu, jakim jest tworzenie jak najlepszej muzyki.

Wśród członków zespołu trafia się czasem gwiazda, która uważa się za kogoś lepszego od pozostałych? Jak wówczas bronić pozycji lidera i zachować spójność zespołu?

Niestety, w tej sytuacji cierpi cała ekipa, dlatego taki człowiek powinien odejść i tworzyć coś swojego. Spotkałem taką kapryśną gwiazdę na swojej drodze zawodowej i rozstałem się z nią, choć był to mój bardzo dobry kolega. Za każdym razem, kiedy próbowaliśmy razem tworzyć, próbował udowadniać, że on wie lepiej. Później okazywało się, że był to tylko przejaw niekonstruktywnej krytyki. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, że gdy chcemy stworzyć zespół ludzi pracujących razem, a jeden z muzyków wprowadza fałszywe nuty, trzeba się z nim rozstać, choćby nawet był geniuszem. Z drugiej strony, jeżeli zespół gra muzykę opartą na dobrych wibracjach, pomiędzy jego członkami często rozwija się przyjaźń.

Jakiego rodzaju lidera wymaga zespół jazzowy, jakie cechy powinien ktoś taki posiadać?

Lider przede wszystkim powinien docenić wszystkich członków zespołu, umieć dostrzec w nich talent i pozwolić im ten talent rozwijać. Ja nigdy nie szukałem słynnych artystów do swojego zespołu – zawsze szukałem muzyki. Chętnie grywałem z młodymi muzykami, którzy z czasem dojrzewali i zaczynali grać w najlepszych zespołach jazzowych. Wielu z nich stało się potem światowej sławy muzykami. Poza tym trzeba konsekwentnie kroczyć obraną ścieżką. Muzycy kształcą się całe życie, również sama muzyka się zmienia. Powstają nowe trendy, na początku wszyscy są nimi zafascynowani, ale kiedy emocje opadną, a moda się zmieni, na scenie zostają tylko prawdziwi fachowcy.

Czy spotkał pan na swojej drodze ludzi, których może pan nazwać wybitnymi liderami?

Z pewnością na to miano zasługuje Miles Davies. Był jednym z nielicznych muzyków swoich czasów, który poradził sobie z rasizmem, choć doświadczał wielu prześladowań. W życiu był bardzo ostrożny, a jednocześnie odważny, gdy chodziło o muzykę – w jego twórczości czuło się szczerość i pasję. Mawiał: „Jak wiesz, co robisz, nie ma mowy o pomyłce”. Nie bał się eksperymentować. Gdy czasem zagrał pozornie niewłaściwy dźwięk, to po chwili okazywał się genialny.

Michał Urbaniak: sztuka dobrych wibracji
Foto: D. Grabarski

Miał pan w życiu wielu nauczycieli, muzyków, którzy w dużym stopniu wpłynęli na pańską karierę. Jak ważne dla muzyka jest znalezienie własnego mentora?

Jest to bardzo istotne. Młodzi muzycy, którzy to rozumieją, mają zdecydowanie większe szanse na sukces. Przez wiele lat w moim zespole grał Marcus Miller – wtedy jeszcze młody chłopak, który szybko stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych basistów na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Gdy graliśmy serię koncertów w Detroit, po paru dniach zorientowałem się, że Marcus codziennie wieczorem po koncercie wsiadał w samolot i leciał na parę godzin do Nowego Jorku nagrywać. Okazało się, że za każdą taką sesję nagraniową otrzymywał wielokrotnie większą gażę niż u mnie. Potrafił w godzinę zarabiać tyle, ile my zarabialiśmy w jeden dzień. Zapytałem go więc, dlaczego wciąż ze mną gra, skoro ma taką dobrą pracę gdzie indziej. On odparł: „Bo przy tobie mogę się więcej nauczyć”. Dość powiedzieć, że Marcus Miller jest obecnie jednym z największych muzyków jazzowych na świecie.

Gdyby mógł pan być swoim własnym mentorem i cofnąć się w czasie do momentu, w którym zaczął pan grać – jakich rad udzieliłby pan sobie?

Bardzo wiele spraw szło po mojej myśli, ale pewne epizody zajmowały mi za dużo czasu. Moim marzeniem zawsze był Nowy Jork, zanim jednak tam pojechałem, wiele lat grałem w Szwecji, co nie było to do końca zaplanowane. Zostałem wyróżniony na festiwalu w Montreux – otrzymałem nagrodę główną za najlepszego solistę. Poza tym dostałem stypendium na Berklee College of Music – wtedy już mogłem wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Nie zrobiłem jednak tego, ponieważ chciałem, żeby mój zespół skorzystał na naszym sukcesie. Do Nowego Jorku pojechałem dopiero dwa lata później. Nie wiem, czy należało tak długo zwlekać. Ale patrząc z perspektywy muzycznej, wydaje mi się, że to mógł być jednak odpowiedni moment. W Stanach Zjednoczonych tworzyła się wtedy muzyka fusion, którą ja zacząłem grać już w Europie. Można więc powiedzieć, że w Nowym Jorku miałem dobry start. Człowieka zawsze nachodzą pytania o to, czy podjął najlepszą możliwą decyzję, ale myślę, że generalnie wszystko poszło w dobrym kierunku.

Czy dziś, po tylu latach udanej kariery, widzi pan jakieś szczególne elementy, cechy, wydarzenia, które najbardziej wpłynęły na pana sukces?

Prawdziwa pasja. Zakochałem się w skrzypcach, w saksofonie. Towarzyszyło mi również szczęście, na które pracowałem ciężką, wieloletnią pracą. Warunki zewnętrzne ciągle się zmieniały, a ja miałem wpływ tylko na swoje działania i na swoją twórczość. Całe życie byłem ukierunkowany na cel, dużo ćwiczyłem, by grać coraz lepiej i muszę przyznać, że czerpałem ogromną radość z tego, co robiłem.

Foto u góry: B. Maciejewski

Michał Urbaniak

Światowej sławy saksofonista i skrzypek jazzowy.

Filip Szumowski

Redaktor "ICAN Management Review", Co-Active Coach i Scrum Master (PSM I)

Polecane artykuły